Wczorajszy wieczór 26 sierpnia, przyniósł wielu obserwatorom nieba w Polsce niezwykły i dla niektórych niepokojący widok. Na niebie pojawił się jasny, rozszerzający się obłok, ciągnący się za świetlistym punktem. Media społecznościowe zalała fala zdjęć i pytań: „Co to jest?”. Nasza stacja meteorowa, nastawiona na rejestrację bolidów, również uchwyciła to zjawisko. Wyjaśniamy, co dokładnie wydarzyło się nad naszymi głowami.
Wczoraj, wieczorem o godzinie 22:10 , kamera naszej stacji meteorowej zarejestrowała przelot obiektu. Jasny punkt poruszał się ze znaczną prędkością, pozostawiając za sobą spektakularną, rozproszoną chmurę, która zdawała się świecić własnym światłem.
Dzięki analizie trajektorii i danych z międzynarodowych agencji kosmicznych, zagadka została szybko rozwiązana. Za tym kosmicznym widowiskiem stała rakieta Falcon 9, należąca do firmy SpaceX Elona Muska.
Operacja „zrzut paliwa” na orbicie
Jak potwierdzają eksperci, w tym redakcja portalu WP Tech, która często relacjonuje starty rakiet, obserwowany fenomen to efekt planowanej operacji drugiego stopnia rakiety Falcon 9. Po dostarczeniu na orbitę kolejnej partii satelitów Starlink, drugi człon rakiety musi pozbyć się resztek paliwa, aby bezpiecznie zakończyć swoją misję i przygotować się do deorbitacji.
Proces ten, nazywany „fuel vent” lub „fuel dump” (wentylacja lub zrzut paliwa), polega na uwolnieniu w przestrzeń kosmiczną resztek materiałów pędnych – w przypadku Falcona 9 są to kerozyna (RP-1) i ciekły tlen. W próżni, przy ekstremalnie niskich temperaturach, te substancje natychmiast zamarzają, tworząc chmurę maleńkich kryształków lodu.
Dlaczego obłok był tak dobrze widoczny?
Kluczem do spektakularnego wyglądu zjawiska jest wysokość, na jakiej znajduje się rakieta, oraz położenie Słońca. Choć na powierzchni Ziemi panowała już noc, drugi stopień Falcona 9 znajdował się na wysokości kilkuset kilometrów. Na tym pułapie wciąż docierały do niego promienie słoneczne, które odbijały się od chmury kryształków, tworząc efekt świecącej, rozrastającej się „kosmicznej meduzy”. Dla nas, obserwatorów na dole, wyglądało to jak tajemniczy, świetlisty obłok na ciemnym niebie.
Misja, której efekty mogliśmy podziwiać, wystartowała najprawdopodobniej z bazy Vandenberg w Kalifornii. Trajektoria lotu na orbitę polarną często przebiega w taki sposób, że operacja zrzutu paliwa jest widoczna właśnie z terenu Europy, w tym Polski.
Coraz częstszy widok
W związku z rosnącą częstotliwością startów rakiet SpaceX, budujących mega-konstelację Starlink, takie widoki mogą stawać się coraz powszechniejsze. To fascynujący przykład tego, jak ludzka technologia tworzy na niebie zjawiska, które jeszcze niedawno z pewnością zostałyby uznane za manifestację sił nadprzyrodzonych lub wizytę obcej cywilizacji.
Dla pasjonatów astronomii i technologii kosmicznych to prawdziwa gratka. Zamiast wypatrywać UFO, możemy być świadkami kolejnego etapu podboju kosmosu, który rozgrywa się na żywo nad naszymi głowami. Warto więc od czasu do czasu spojrzeć w górę – nigdy nie wiadomo, jaki technologiczny spektakl zafunduje nam Elon Musk i jego zespół.