Na cmentarzu w Janowcu Wielkopolskim stoi niewielka kaplica pod wezwaniem Świętej Barbary. Dziś jest miejscem modlitwy i zadumy, lecz jej korzenie sięgają czasów przerażającej zarazy, która nawiedziła region, przybierając postać niemal z koszmaru. Legenda o jej powstaniu to opowieść o strachu, cudzie i ludzkiej odwadze, która musiała dopełnić dzieła boskiej interwencji.
Latające prześcieradło śmierci
Przed wiekami w okolicach Janowca wybuchła straszliwa epidemia. Ludzie nazywali ją po prostu „zarazą”, ale jej postać była daleka od niewidzialnych mikrobów. Według podań, przybierała ona formę ogromnego, latającego prześcieradła, które nocami unosiło się nad polami i wioskami, mieniąc się różnymi, chorobliwymi kolorami. Gdziekolwiek opadła, śmierć zbierała potworne żniwo.
Jej moc była tak wielka, że całe wsie pustoszały. Opowiada się o miejscowości Dekowo, leżącej po drugiej stronie rzeki Wełny, w której zmarli absolutnie wszyscy mieszkańcy. Nikt nie miał odwagi wejść do przeklętej wioski, by pochować ciała, więc te stały się nowym, potwornym ogniskiem zarazy. Każdego wieczoru ocalali z przerażeniem patrzyli, jak widmowe prześcieradło unosi się z ruin Dekowa i leci szukać kolejnych ofiar.
Co ciekawe, istniał jeden wyjątek – majątek Dziekczyn, gdzie wytwarzano smołę brzozową. Pracujący tam ludzie byli cali czarni od sadzy i smolistej mazi, i to właśnie miało ich chronić przed śmiertelną mocą zarazy.
Cud w Janowcu
W samym Janowcu sytuacja była dramatyczna. Codziennie umierało tylu ludzi, że nie nadążano z pochówkami, a cmentarz przez cały dzień był pełen zrozpaczonych rodzin. Gdy wydawało się, że miasteczko czeka los Dekowa, wydarzył się cud. Na cmentarzu objawiła się sama Święta Barbara. Wraz z jej pojawieniem się, latająca zaraza opuściła Janowiec. W miejscu objawienia, w akcie wdzięczności, mieszkańcy wznieśli drewnianą kaplicę, która z czasem została podmurowana.
Odwaga jednego człowieka
Choć Janowiec został ocalony, zaraza wciąż pustoszyła okolicę, czerpiąc siłę z rozkładających się ciał w opuszczonym Dekowie. Boska interwencja potrzebowała ludzkiego dopełnienia. Ktoś wpadł na pomysł, by zebrać pieniądze dla śmiałka, który podjąłby się misji ostatecznego zniszczenia źródła zła – spalenia całej przeklętej wsi.
W kaplicy Świętej Barbary zawieszono woreczek na datki. Wieść rozniosła się po całej okolicy, a dary płynęły szerokim strumieniem, nawet z odległego Łekna. W końcu znalazł się bohater. Do Janowca przybył rosły i silny wędrowiec, który za zebraną sumę zgodził się wykonać niebezpieczne zadanie. Podpalił opuszczone Dekowo, niszcząc w ogniu gniazdo zarazy.
Za otrzymane pieniądze kupił gospodarstwo pod Żninem, gdzie, jak głosi legenda, jego potomkowie mieszkają do dziś. Wraz z dymem pogorzeliska zniknęła latająca zaraza, która już nigdy nie powróciła w te strony. A w janowieckiej kaplicy do dziś wiszą liczne wota – dowody na to, że wiara w opiekę Świętej Barbary wciąż jest żywa, a jej pomoc nigdy nie jest daremna.
Diabeł Wenecki