Zasubskrybuj nasz kanał YouTube, aby zawsze mieć dostęp do świeżych materiałów wideo!

 

Udostępnij

Loading

Mury klasztorne miały być ostoją modlitwy i wiecznego spokoju. Jednak, jak uczą stare legendy z Wągrowca, nawet najświętsza ziemia nie zawsze jest w stanie utrzymać w ryzach dusze, które z różnych powodów nie mogą zaznać spoczynku. Dwie opowieści związane z pocysterskim opactwem opowiadają o mnichach, których obecność odczuwano jeszcze długo po ich śmierci – jeden straszył jako potępieniec, drugi domagał się szacunku dla swojego wiecznego snu.

Pokutnik o północy

Pierwsza z legend opowiada o duchu pokutującego mnicha, którego zjawa na lata stała się postrachem okolicy. Punktualnie o północy, w jednym z okien po południowej stronie klasztornego kościoła, ukazywała się jego widmowa postać. Nie był to jednak cichy duch – jego obecności towarzyszył przerażający, metaliczny dźwięk. Mnich opasany był ciężkimi łańcuchami, którymi pobrzękiwał, dając znać o swoim nadejściu.

Jego pojawienie się wywoływało osłupienie i grozę. Strach był tak namacalny, że odczuwały go nawet zwierzęta. Psy pana Szumskiego (tego samego, który widział ducha kasjera Zapałkiewicza), pilnujące pobliskiego sadu, na widok zjawy w oknie tuliły się z żałosnym jękiem do swojego pana, instynktownie czując nadprzyrodzoną i złowrogą obecność. Kim był ten mnich i za jakie grzechy musiał odbywać tak hałaśliwą pokutę, legenda już nie precyzuje.

Spacer z otwartej trumny

Druga historia jest jeszcze bardziej niezwykła i dotyczy nie tyle ducha, co ciała, które nie chciało spoczywać w spokoju. W podziemiach klasztoru, w jednej z otwartych trumien, leżały zwłoki zakonnika z charakterystyczną, długą brodą. Stróż opactwa, który często oprowadzał po kryptach turystów, zauważył pewną przerażającą prawidłowość.

Gdy któryś ze zwiedzających, zafascynowany lub powodowany zuchwałą ciekawością, dotknął ciała zmarłego mnicha, działy się rzeczy niewytłumaczalne. Następnego dnia, w samo południe, zakonnik… wstawał z trumny. Powoli i majestatycznie wychodził z podziemi i, nie oglądając się na nikogo, szedł w kierunku klasztornego ogrodu. Po krótkim spacerze, wciąż zachowując swój nienaturalny spokój, wracał do krypty i kładł się z powrotem w trumnie.

Stróż widział to zjawisko wielokrotnie, zawsze w jasny dzień. W końcu zrozumiał, co jest jego przyczyną. Zakonnik po prostu nie życzył sobie, by ktokolwiek zakłócał jego wieczny spoczynek. Od tamtej pory strażnik surowo pilnował, aby żaden turysta nie dotykał ciała. I rzeczywiście – odkąd wprowadzono ten zakaz, mnich nigdy więcej nie wstał. Śpi spokojnie snem wiecznym, którego nikt mu już nie przerywa.

Te dwie opowieści, choć różne, niosą podobne przesłanie. Przypominają, że granica między światem żywych a umarłych jest cienka, a szacunek dla zmarłych i świętości miejsca jest kluczem do zachowania spokoju – zarówno dla nas, jak i dla tych, którzy odeszli.

Diabeł Wenecki

Autor postu

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *